wtorek, 31 grudnia 2013

w autobusie....

Jadę, siedzę, na przeciwko mnie dwie osoby. Chłopak z tobołami, słucha muzyki. Dziewczyna, słucha muzyki. Dzień jak co dzień, każdy w swoim świecie. Sama też tak czasem robię. Ale nie o to chodzi. Bo nagle... On wyjmuje jedną słuchawkę z ucha, wyjmuje jej jedną słuchawkę z ucha, cmoka w policzek, przytula, dwa słowa do uszka szepnie i... Znów to samo. Słuchawki z powrotem w uszy i jadą dalej. Jeszcze dwa przystanki i wysiadają. Czy tylko mi to się wydało dziwne?

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Niech miłość kwitnie! Dbajcie o nią!

piątek, 27 grudnia 2013

ludzie listy piszą...

Do Św. Mikołaja... A tak! a co! Bo wiecie co? Jak się list napisze to potem są oczekiwane prezenty. Każdy Mikołaj ( i Gwiador) na miarę możliwości się postarał coś z listu wybrać. Król zadbał o podzielenie listu Królowej, Królowa podszepneła Mikołajom list Króla i tak oboje byli zadowoleni, a niespodzianek też nie brakło. Trzeba przyznać, że Mikołaj chojny był w tym roku i dał wiele radości, (np. uzupełniona prawie do końca została Jeżycjada), a i Gwiazdor sprawił takie niesodzianki co innych radowały.
Może prozaiczna to relacja ze Świąt, ale i to było ważne.

Tymczasem Boże Narodzenie w naszych sercach trwa i trwać będzie nadal. Król i Królowa cieszą się z radości spotkań rodzinnych i wspólnego przebywania, krótkich wakacji i wspaniałego czasu. Snują też plany na bliższą i dalszą przyszłość. Królowa ma chęć upiec  rogaliki, bo przecież karnawał, a tymczasem też niedługo Sylwester i Nowy Rok - zapowiada się udana zabawa.

Pochwalę się jeszcze, że ukończyłam staż urzędniczy i czeka na mnie do podpisania umowa na stałę. To duży sulces i krok w przód.

Radości Bożego Narodzenia trwaj! :)

czwartek, 28 listopada 2013

Afroamerykanodyzjak

Oglądaliśmy ostatnio z  mężem Dwóch i pół, jeden ze starych odcinków na chybił trafił. Jeden z bohaterów użył tam słowa afrodyzjak na co około 11 Jake stwierdził, że mówi się afroamerykanodyzjak, żeby było „poprawnie politycznie”.  I tak mi się to przypomina kiedy dziś zastanawiam się nad dwoma ostatnio mocno komentowanymi zjawiskami i wydarzeniami.

Pierwsze to spalenie tęczy na Placu Zbawiciela w Warszawie podczas marszu niepodległości. Już nawet nie mówię o tym, że w telewizji pokazano tysiące ludzi idące na jedną samotną tęcze, a w Internecie można znaleźć zdjęcia jak tęcza się zaczyna palić i prawie nikogo przy niej nie ma. Chodzi mi mianowicie o coś innego. Dlaczego Pani Prezydent HGW obiecała odbudować tęczę tyle razy ile zostanie uszkodzona? Po co i z czyich pieniędzy? W imię poprawności politycznej? Czy boi się kogoś? Ok, nie jestem Warszawianką więc niestety nie mam prawa się burzyć, że moje pieniądze można by zagospodarować dużo lepiej. Cóż…

Drugie to ideologia gender i nauczanie równościowe w przedszkolach. Dlaczego Fakty TVN pokazały tylko jeden mały urywek nieszkodliwej lekcji pani nauczycielki z dziećmi w przedszkolu na temat tego czy fryzjer i fryzjerka mogą obciąć włosy tak samo, a zacytowały aż dwóch biskupów i to bardzo radykalne ich słowa? Dlaczego przepytali trzech „ekspertów” od gender, a tylko jednego księdza? i Dlaczego pokazują ten temat jako wojnę Kościoła z gender, a nie z każdej strony? Gdzie są rodzice, gdzie psycholodzy, nauczyciele? Dlaczego pokazali tylko jedno przedszkole? Czy tak postępują wolne media? Czy wolne media może nie są już wolne?

A po trzecie

Co znów ukrywają przed nami, że rozmawiają tylko o tym kto od kogo pożyczył i czy powinien, albo gdzie i jaki tatuaż ma pani minister? 

niedziela, 20 października 2013

obrączka – czy tylko złoty krążek?

Na ślubie kościelnym mówimy „przyjmij te obrączkę jako znak mojej miłości i wierności”. W USC również nakładamy sobie obrączki jako symbol. Coraz więcej teraz różnych wzorów i nowoczesnych pomysłów jak upiększyć obrączki. Grawerunki, mieszane i coraz nowsze kruszce, wyryte tętno, dopasowanie dwóch obrączek jakby wyciętych z jednego krążka. Grube, cienkie, okrągłe, prostokątne lub coraz  bardziej wymyślne kształty. Z kamieniami lub bez. Reklamy, zniżki. Można wybierać niemal z tylu egzemplarzy co suknię ślubną. I po co to wszystko?
Obserwuję, że coraz więcej osób w związkach małżeńskich nie nosi obrączek, czasem nawet się tym szczycąc. Rozumiem sytuację gdy ktoś ma pracę w której obrączka mogłaby przeszkadzać, a nawet stwarzać niebezpieczeństwo. Z drugiej strony ten złoty krążek nie uchroni przed pokusą i możliwością skorzystania z okazji jeśli ktoś będzie chciał. Ale mimo wszystko powinien znaczyć „on/ ona jest zajęty/a”.

Zastanawiam się gdzie te czasy kiedy można było poznać właśnie po obrączce kto jest mężem, żoną, a nawet wdową lub wdowcem(niektórzy do końca życia nie zdjęli obrączki, choć od śmierci małżonka minęło już tyle czasu, że mogli być drugie tyle szczęśliwi z kimś innym). W tej chwili już nawet palec na którym nosimy obrączkę nie stanowi symbolu. Choć podobno to, że reszta świata nosi na lewej ręce jest związane z tym, że tętnica z serdecznego palca lewej ręki idzie prosto do serca. Tylko dlaczego w dzisiejszym tak symbolicznym, zapatrzonym w symbole świecie, posługującym się skrótami i porozumiewającym obrazami, już nawet nie pełnymi zdaniami, niektóre tradycyjne symbole tracą na znaczeniu. Czy przestaniemy ubierać choinki i dekorować koszyki? A może w ogóle zaczniemy się ubierać wszyscy tylko w jeden kolor, jeść jedzenie z tubki dla kosmonautów, lub połykać pigułki. Za daleka interpretacja? Może po prostu jestem tradycjonalistką. 

piątek, 11 października 2013

rozmowy w przerwie

Kiedy się pracuje w sądzie różne tematy rozmów przychodzą do głowy. Tym razem nie może mojej głowy opuścić temat płacenia za seks i dawania tego seksu za pieniądze. dlaczego, po co? Jacy ludzie to robią? Kim są Ci co zatrzymują się przy drodze? Jak bardzo zdesperowane są te które tam stoją przyjmując czasem jednego klienta za drugim. Myślę, że wszystkiemu winne są pieniądze. Z jednej strony ona potrzebuje, być może czasem tłumacząc, że inaczej nie może zarobić. Z drugiej strony jak już ma to chce więcej, więcej, więcej. On jest tak bardzo samotny, że musi zapłacić za jej towarzystwo? Tak bardzo nieszczęśliwy w swoim małżeństwie, że nawet już nie chce porozmawiać o swoich potrzebach z żoną? Tak nieśmiały czy tak nieszczęśliwy, że nie może sobie znaleźć kogoś na życie? A może po prostu tak bogaty, że chce wszystkim pokazać „patrzcie, stać mnie, mogę mieć to co chcę w każdej chwili, w której chcę”. Wzburzonych czytelników od razu uprzedzam – macie rację nic o tym nie wiem. Trudny, niewdzięczny temat. Lecz z niego wysuwa się jeszcze jeden.
Opodatkować ich wszystkich i jakie byłyby wpływy do budżetu! Od razu dało by się załatać dziurę. Dodatkowo zalegalizować i opodatkować sprzedaż narkotyków. W pierwszym odruchu chce się krzyknąć tak! świetny pomysł! Może rzeczywiście zakazany owoc lepiej smakuje i jak będzie łatwiejszy dostęp to zmniejszy się czarny rynek i ilość agencji pod płaszczykiem klubów nocnych, a panie w lesie nie będą czekały na autobus tam gdzie nie ma przystanków. Jednak zaraz przychodzi refleksja i ta wydaje się słuszna. Skoro wszyscy są wprawieni w robieniu tego potajemnie i zarabianiu na tym dużej kasy to czy dadzą sobie zabrać choć odrobinę? Przecież pieniądz tak łatwo wzmaga w nas chciwość. I chcemy więcej, więcej, więcej.

Wiem, znów włożyłam kij w mrowisko i dałam kilka rzeczy do jednego worka. A niech tam! 

sobota, 5 października 2013

google

Od jakiegoś czasu śledzę doodle na głównej stronie wyszukiwarki googla. Podobają mi się te interaktywne zwłaszcza. Jednak najlepsze było kiedy wieczorem w dniu urodzin po powrocie do domu otworzyłam google i...



ucieszyłam się jak dziecko! Potem przyszła chwila zastanowienia i pytanie: ale dlaczego, skąd i kto ma jeszcze urodziny? Najazd myszką, a tam moje imię... Szok! Na to mój wspaniały mąż: przecież jesteś zalogowana w google+. No tak! ;-) i tak dziękuję google za chwilę radości :)

poniedziałek, 23 września 2013

dziś za mnie wypowie się...

Kazik. Muzycznie z płyty "Prosto". Tu znajdziecie wszystkie poniższe teksty.


Wersja koncertowa, trochę nie wyraźna. Lubię jak tacy popularni artyści poruszają  te tematy.


Również koncertowa. Nie mam nic do dodania. 


Ta mnie po prostu rozczuliła. :-)


No właśnie dlaczego? 


Ja do nieczego nie namawiam, ale obawiam się, że wyjdziemy na ulice...


Z cenzury listów aresztowych ;-)


Na szczęście nie ja musiałam to zrobić... Co nam jeszcze zabierze minister? 


Chłopcy mówią, że to nie prawda.  A jednak czy nie jest coś na rzeczy? Mnie ta piosenka rozbawiła choć kibicem nie jestem.

I jeszcze kilka jest piosenek na tej według mnie bardzo udanej płycie. Zachęcam przynajmniej do poczytania tekstów. 

wtorek, 13 sierpnia 2013

spełniać marzenia :)

W zeszłym roku Król i Królowa nie mieli wspólnego urlopu, w związku z tym tegoroczny był bardzo wymarzony i długo oczekiwany. Miejsce na mapie wybrane na prośbę Królowej, a zakwaterowanie to niespodzianka Króla, z widokiem(pięknym), który wciąż pokazywał się mu przed zaśnięciem. Otóż tego lata Król i Królowa wybrali się w Tatry - Królowa po raz pierwszy. Jak się okazuje w kilka dni po powrocie również termin był idealny bo pogoda była prześliczna, ale się skończyła. Było nawet zbyt gorąco ( dla niektórych, bo inny byli tym faktem zachwyceni - no może poza momentem najcięższej wspinaczki). Po długiej nieobecnośći w górach (5 lat!) stopniowo Królewska Para zaczynała rozgrzewkę. Gubałówka zdobyta pieszo to po takim czasie był niemały wysiłek. Nie obyło się bez małej, lecz ciekawej zmyłki w drodze powrotnej, która jednak przybliżyła szlak na Krzeptówki ( na czy do? ). Następnego dnia zdobyte zostało Morskie Oko wraz z Doliną Pięciu Stawów Polskich, niestety piąty był z tego szlaku niewidoczny, ale jakieś smaczki trzeba było zostawić na następny raz ;) Zejście było dla Królowej trochę straszne, ale skoro siedzi i pisze... ;-) Kolejna wielka wyprawa to Kasprowy Wierch. I tu Para Królewska, uznała że lepiej, ciekawiej i szybciej będzie wejść niż czekać w kolejce na wjazd, a i zjazd może być ciekawszy niż zejście. Przez Dolinę Jaworzynki, Halę Gosięnnicową i Murowaniec, z satysfakcją, lecz też dużym zmęczeniem (to są jednak prawdziwe i trudne góry - powtarzała Królowa) dotarli na szczyt by po zdjęciu, telefonach i chwili odpoczynku(przyjemnego chłodku), bez kolejki (stojącej) zjechać na dół. Po tym dniu Król i Królowa zgodnie uznali, że inne szczyty należy zostawić na inne wakacje, gdyż upał już obojgu dał się mocno we znaki. Kolejny dzień minął pod hasłem zwiedzania Bukowiny Tatrzańskiej, a w niej przysłuchiwania się Sabałowym Bajaniom. Ostatni dzień natomiast to zwiedzanie nie odkrytych dotąd zakątków Zakopanego z grobem Małkowskich w roli głównej. Niestety z powodu dezinformacji muzeum harcerstwa zostało również na następny raz. 
Takim to oto spoosbem spełniły się niektóre marzenia, a inne wskoczy na listę w ich miejsce - jak np. przejażdżka bryczką. Więcej relacji z innej perspektywy niebawem na blogu Króla. 

czwartek, 20 czerwca 2013

na brzegu fontanny usiadłam i...

nie płakałam, moczyłam nogi ;)

Królowa w oczekiwaniu na Króla usiadła na brzegu fontanny i śladem innych zamoczyła nogi. Włączyła nowy album Ani Dąbrowskiej na mp3 i czekała na Króla. W ten upalny dzień było bardzo przyjemnie, delektowała się chwilą i starała się ją zapamię tać na zimowe wieczory. Kiedy przyszedł Król najpierw poszlsi coś zjeść. I tu uwaga! Szczytem marzeń Królowej wcale nie są wykwitne restauracje, w których podają rosół po królewsku i królewski schab ze śliwką. Królowa lubi obiady w fast foodach, tanich "chińczykach" i restauracjach egipskich z nazwy. Tym razem padło na sieciówkę powiązaną z dużym koncernem ( czy właściwe określenie od strony prawnej to nie wiem, ostatnio się dowiedziałam, że chyba źle jest powszechnie rozumiane) napojowym. Było smacznie i syto ( o dziwo!) i były lody :) 
Następnie Król z Królową udali się obejrzeć jarmrk świętojański. Było wiele ładnych rzeczy, jednak kupili tylko drobiazgi. Po drodze do domu wstąpili na dworzec kupić bilety do Królestwa Rodzinnego i tam Królowa wpadła na jeszcze jeden pomysł. "Jedźmy przez park Wilsona, tam jest kurtyna wodna, jest tak gorąco, a teraz skoro wracamy do domu to możemy już zmoknąć". A Król na to " Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem" - tak też zrobili i było bardzo przyjemnie. 

sobota, 1 czerwca 2013

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza


Jezus opowiadał rzeszom o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrowił. Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: «Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu». Lecz On rzekł do nich: «Wy dajcie im jeść». Oni odpowiedzieli: «Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi».
Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu». Uczynili tak i rozmieścili wszystkich.
A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały.


Ja wiem, że sens tej Ewangelii to rozmnożenie chleba, nakarmienie ludzi, pokarm duchowy. Ale czytając dosłownie w tym roku po raz pierwzy zwróciły moją uwagę słowa "pójdziemy i nakupimy". Czy to oznacza, że apostołowie byli bogaci? Wszak było tam 5 tysięcy mężczyzn tylko, a ile do tego kobiet i dzieci? Czy jedzenie było tanie? Czy inny symbol się pod tym stwierdzeniem kryje? Czy chodzi tylko o ich niewiarę? 

środa, 22 maja 2013

Kodeks ruchu ludzkiego


Kiedy poruszasz się po drodze nie bądź egoistą, po tej drodze chcą poruszać  się też inni.
  1.        Ścieżki rowerowe służą do jazdy rowerem, nawet na przejściach dla pieszych, jeśli nie ma miejsca nie idź, nie zajmuj miejsca rowerzystom.
  2.        Po chodniku powinno się iść prawą stroną, a nie od lewej do prawej, całą szerokością, nie jesteś sam, daj się wyprzedzić.
  3.        Jeśli po przejściu przez jezdnię chcesz iść w prawo to idź po prawej stronie, a nie po lewej przechodząc wszystkim pod nogami.
  4.        Jeśli parkujesz i otwierasz samochód rozejrzyj się czy ktoś nie jedzie lub nie idzie by nie przywalić w niego drzwiami.
  5.        Jeśli jedziesz jednokierunkową rozejrzyj się czy nie jest ona dwukierunkowa dla rowerów.
  6.        Jeśli włączasz się do ruchu z podporządkowanej patrz w obie strony, a nie tylko w jedną.
  7.        Jak jedziesz  nie rozmawiaj przez telefon komórkowy.
  8.        Obowiązuje kategoryczny zakaz zatrzymywania się na przejściu dla pieszych/ przejeździe dla rowerów.
  9. Nie parkuj gdzie popadnie bo przez Ciebie nie można jechać poprawnie. 
  10.        Myśl – to nie boli!
Dodacie coś od siebie?

A może sami zachowujecie się jak egoiści? 

niedziela, 19 maja 2013

nominowana przez Puellę...

... odpowiem, choć nie będę nominować dalej.


1. Twoja ulubiona bajka z dzieciństwa.
Muminki
2. Pierwsza rzecz, którą robisz po przebudzeniu, to...?
mierzę temperaturę
3. Książka, której nie znosisz najbardziej na świecie.
Kordian
4. Czy lubisz zapach skoszonej trawy? Z czym Ci się kojarzy?
Wiosna! Uwielbiam!
5. W moim domu będzie kiedyś...
Schody na górę i kominek.
6. Czy wierzysz w Boga?
Tak
7. Dlaczego?
Bo Jest.
8. Praca indywidualna, czy w grupie?
W grupie.
9. Anna German, czy Ewa Demarczyk?
Kasia Nosowska.
10. Facebook - ujawniasz się?
Agata Płaczek, Poznań, Poland
11. Twoje pytanie - Twoja odpowiedź :). Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez muzyki.

Ewentualnie jak ktoś chce może na te pytania też odpowiedzieć. :)

Albo na pytania Krzysia bo mi się spodobały ;) 


  1. W którym regionie Polski mieszkasz? - Wielkopolska
  2. Wino czy piwo? - wino
  3. Mecz piłkarski czy film? - film
  4. Najważniejsze wartości w Twoim życiu to... - miłość
  5. Twoja ulubiona czekolada to? - Nadziewane, miętowa, mleczna, biała
  6. Wolisz gotować czy jeść poza domem? - I to i to od czasu do czasu jest dobre. 
  7. Twoja ulubiona forma aktywności fizycznej to... - rower i seks ;)
  8.  Twój stosunek do Kościoła (bez wzg. na wyznanie) określić mogę jako... - to chyba wszyscy wiedzą
  9.  Lubisz śledzie? - tak! 
  10. Wymarzony wyjazd na wakacje to... (miejsce) - Afryka
  11.  Mój nałóg to... jedzenie? 


wtorek, 14 maja 2013

Syndrom sztokholmski


Syndrom sztokholmski – stan psychiczny, który pojawia się u ofiar porwania lub u zakładników, wyrażający się odczuwaniem sympatii i solidarności z osobami je przetrzymującymi. Może osiągnąć taki stopień, że osoby więzione pomagają swoim prześladowcom w osiągnięciu ich celów lub w ucieczce przed policją.
Syndrom ten jest skutkiem psychologicznych reakcji na silny stres oraz rezultatem podejmowanych przez porwanych prób zwrócenia się do prześladowców i wywołania u nich współczucia.

Słuchałam sobie w pracy muzyczki. Najpierw był Kazik na żywo, potem Strachy na Lachy, i trzy teksty ułożyły mi się w całość. Do napisania tej notki zainspirował mnie cytat "Mieszkam w całkiem innym miejscu Polski i cierpię na syndrom sztokholmski". Na szczęście wiedziałam co to jest i dlatego zwróciłam na to uwagę. Należę do osób optymistycznych i staram się nie narzekać, a jednak gdyby ludzie w Polsce wyszli na ulice w ramach protestu, wyszłabym z nimi. Nie będę pisać co mi się nie podoba, co mnie frustruje, dlaczego uważam, że mamy wszyscy pod górkę bo chyba też to widzicie. Nie chcę siebie i Was dobijać, dołować. Zostawiam Was z piosenkami. Mnie pomagają one rozładować napięcie, może i Wam pomogą. 

Chory na wszystko - z tej pochodzi cytat
Żyję w kraju - dużo wulgaryzmów, ale sama prawda w tekście
Plamy na słońcu - dość luźno skojarzyło mi się tematycznie

piątek, 10 maja 2013

Mistrz i Małgorzata

Król i Królowa wybrali się do teatru. Niby jest kryzys (ekonomiczny i kulturalny), a jednak miejsca trzeba duuuuuużoooooo wcześniej rezerwować. Tak wcześnie, że aż można zapomnieć o terminie. Wybór padł na tytułowego Mistrza i Małgorzatę. Królowa zelektryzowana niegdyś książką bardzo chciała się na to wybrać. Król z początku trochę sceptyczny też nie żałował. Sztuka była piękna! Dopracowana w każdym szczególe. Bardzo bogata scenografia, wiele efektów specjalnych, ciekawy sposób przedstawienia niektóych scen oraz prawd ponadczasowych. Spójność ze sztuką także przerw i tak zwanego foyer (jeśli tak to się pisze). Mistrz czytał Małgorzacie w przerwie powieść o Piłacie z Pontu, która była wydrukowana również dla widzów i dodana do bardzo ładnego programu. Sztuka długa, lecz ani przez minutę nie nudna, a nawet mimo znajomości powieści zaskakująca. Jeśli w swoich miastach macie okazję to też idźcie, myślę, że się nie rozczarjecie. A Król z Królową na co następnym razem? Się zobaczy. 

sobota, 4 maja 2013

Kawowy weekend

Króla i Królową w Królestwie Herbacianym odwiedzili Król i Królowa z Królestwa Kawowego wraz z dziedzicem. Choć pogoda była nie majowa, to wizyta bardzo udana. Był spacer i zwiedzanie małe, koziołki zwane osiołkami, a nawet grill bardzo wygodnie umiejscowiony bo pod oknem, a spożyty w domu przy stole. Wymieniliśmy setki zdań, obejrzeliśmy pare obrazów, zaszczepliśmy nowe pasje, wymieniliśmy się doświadczeniami. W naszym poznańsmim powietrzu dziedzic królestwa kawowego dał swoim rodzicom trochę wytchnienia i przespał pięknie dwie noce pod wpływem naszego klimatu. A może to będzie częstsza tendencja? Odwiedziny te były od dawna planowane, spodziewane i na szczęście się odbyły, a małe kłopoty zdrowotne nie były w stanie tego popsuć. Królestwo Herbaciane bardzo miło je wspomina i ma nadzieje, że Królestwo Kawowe podobnie. 

Pisząc o tym, Królowej przypomina się jeszcze jedna wizyta. Herbaciani Król z Królową, jadąc z misją w rodzinne strony odwiedzili Królestwo Myśliborskie. Fakt była to krótka, godzinna wizyta, lecz ze wszech miar udana. Wszyscy byli zadowoleni, że spontaniczny pomysł się udał, co pokazało, że należy życie brać odważnie, nie bać się jego czasem zaskakujacych propozycji. Cieszymy się, że Król i Królowa Myśliborscy przyjęli nas tak życzliwie i zechcieli zaprezentować swoją dziedziczkę. Wizyta była krótka lecz w takich przypadkach życie pokazuje nam prawdę o sobie. Nie widzimy się długo, a spotkawszy się rozmawiamy jakby to byo 5 minut temu. Ponadto okazało się, że ten Myslibórz nie jest tak znowu bardzo daleko, może częściej będzie trzeba skorzystać z tej wiedzy? Choć teraz czekamy na rewizytę. Patetnty na małych dzieciców już mamy przećwiczone. 

sobota, 13 kwietnia 2013

jestem, jestem! :)

Kochani! 
Wiem, zaniedbuję bloga, a zaniedbany blog jest rzadziej czytany. A tego bym nie chciała. Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście. Dobija mnie przedłużająca się zima ( na szczęście ostatnie kilka dni zaczęło zapowiadać wiosnę), a ponadto jak wracam do domu po 8 godzinnej pracy przy komputerze to nie mam już siły pisać ani czytać nic na monitorze. Dziś usiadłam, poczytałam wasze zaległe notki, nie wszędzie skomentowałam, ale bąźcie pewni, że z Wami jestem :) Od kilku dni myślałam intensywnie co napisać by w końcu realnie być z Wami i w nareszcie jest! wena! Trzeba się jej trzymać! może z nastaniem wiosny będzie częściej? 

Jako gimnazjalistka, licealistka marzyłam o tym by być studentką z teczką pod pachą. Co to dla mnie znaczyło? Podobały mi się wszystkie te dziewczyny, studentki, ładnie ubrane, zadbane, z teczkami pod pachą, na obcasach, uśmiechnięte, radosne, w swoim najlepszym czasie w życiu. Aż w końcu taką byłam też ja. Teraz ten czas za mną, ale jest refleksja. 
Chyba zawsze jesteśmy sobą teraz i sobą za - rok, 2 lata, 5 lat, 10 lat. Wyobrażamy sobie siebie w przyszłości, mamy plany, marzenia. Realizujemy coś, dążymy do czegoś. Ostatnio taką moją "studentką z teczką" była Agatka z pracą. Teraz mam pracę, jeszcze nie stałą, ale do tego już tylko krok i co jest moim następnym obrazem? Agatka - matka. Kiedy? Jakiś plan na to jest, ale jeszcze nie czas ogłaszać. 

Pracuje mi się bardzo dobrze, podoba mi się mój wydział, jest ciekawie, coraz więcej potrafię. W poradni  przedmałżeńskiej też radzę sobie coraz lepiej. Będąc na studiach chyba nie takiego następnego wcielenia się spodziewałam, ale okazuje się ono dla mnie dobre, zadowalające. Jestem szczęśliwa, spełniona. Chociaż... Czy można być już spełnionym? I tak i nie. Spełniona na ten czas, ale jest następny cel, następne pragnienie. 

niedziela, 10 marca 2013

tydzień nowego

I znów nowość. Stwierdzam, że mam bardzodynamkczne życie. Pozornie codzziennie to samo, ale tylko pozornie. Wciąż zmiana, wciąż coś się dzieje. Na każdej płaszczyźnie. 
Tym razem zawodowo. W kóncu dostałam prawdziwy własny etat. Już nie zastępstwo, umowa o pracę, co prawda na rok, lecz tak to wygląda w sądownictwie. Jest to tak zwany staż urzędniczy po którym egzamin i umowa na stałę. A póki co jestem przydzielona do jednego wydziału(bardzo ciekawego), w kócu do jednego Sędziego (fajna babka, chyba się dobrze dogadamy, a co najważniejsze będziemy po tej samej stronie). Międzyczasie raz na miesiąć będą szkolenia teoretyczne i praktyczne, żeby poznać specyfikę każdego wydziału i dobrze przygotować się do egzaminu. 
Za mną pierwszy tydzień, poczucia lekkiego zamieszania i dezorientacji, nieznajomości imion i głosów, a przede mną następny tydzień już lepszego ogarnięcia. Zamierzam też zrobić coś by nauczyć się wszystkich imion - słodkie coś ;) A potem? Następny tydzień, następny, następny... Myślę, że to miejsce dla mnie. 

niedziela, 10 lutego 2013

Diana Barry

Diana Barry – postać z serii Ania z Zielonego Wzgórza, najlepsza przyjaciółka Ani. Czarnowłosa dziewczynka z rodziny państwa Barry. Zwykła, sympatyczna, dobrze wychowana. Pochodziła z licznej rodziny. Jej życiowy cel to posiadanie domu przypominającego rodzinny, chciała prowadzić spokojne życie. Nie miała większych aspiracji i ambicji. Ukończyła szkołę w Avonlea, rodzice nie chcieli jej dalej kształcić, chcieli by Diana była wzorową żoną i matką. Wyrosła na piękną zgrabną, chociaż z pewną skłonnością do tycia, kobietę. Miała nawet swoich wielbicieli, jej uroda robiła na chłopcach duże wrażenie. Została żoną Alfreda Wrighta, z którym miała troje dzieci: Freda, Annę Kordelię i Jacka.

Powyższy tekst z wikipedii. 

Dlaczego?

Któregoś dnia w pracy koleżanka powiedziała, że od razu jak mnie zobaczyła to skojarzyła sobie mnie z Dianą najlepszą przyjaciółką Ani. Dotąd na to nie wpadłam, lecz miło mi się zrobiło. Lubię Dianę i chciałabym się przyjaźnić z Anią. Jak się bliżej zastanowić to w pierwszych książkach serii byłabym bardziej podobna do Diany. A później? Ania i Diana dorosły, obie założyły rodziny, Diana już mniej w ksiażce występowała, więc to Ania była mi bardziej bliska. Gdzieś tam w głębi duszy chciałabym stworzyć swoją opowieść umiejscowioną pomiędzy Avonly, a poznańskimi Jeżycami. Jestem rozerwana pomiędzy Blythe'ami, Wright'ami i Borejkami. Być może wciąż jeszcze gonię za własną bajką. Nie pomyślcie, że żyję marzeniami i nie mam własnego życia. Są to po prostu cząstki mojej duszy, z których staram się złożyć całość. A co z tego wyjdzie? Powieści raczej nie będzie, lecz może stanę się też dla kogoś inspiracją? 


środa, 30 stycznia 2013

partnerskim związkom stanowcze... TAK!

O, niespodzianka! Refleksje na temat wschechobecnego tematu, jakie mi się nasunęły. No bo właściwie... 
Co to jest?
  • mąż zmywa naczynia bo lubi, a żona nie musi bo nie lubi,
  • żona gotuje bo lubi i ją to odpręża, mąż po przyjściu  z pracy ma gotowy domowy obiadek, 
  • mąż wyrzuca śmieci, żeby żona się nie pobrudziła, nie zmarzła, nie poślizgnęła,
  • żona prasuje,
  • sprząta mąż albo żona no bo zależy kto ma więcej czasu, jest zdrowy, w lepszym nastroju, czy są sprzyjające okoliczności,
  • nikt nikogo do niczego nie zmusza, 
  • i mąż i żona komunikują swoje potrzeby,
  • podział obowiązków jest przeważnie stały i elastyczny w razie potrzeby,
  • proporcje rozmowy, seksu, wspólnego i odrębnego czasu są idealne, 
  • nie ma nieuzasadnionych podejrzeń,
  • nie ma powodów do niuezasadnionych podejrzeń, 
  • jest miłość, jedność, wierność, uczciwość, szczęście,
  • ...
Nic innego jak związek partnerski! A więc? Takim związkom partnerskim stanowcze TAK! 

Jednego w całym zamieszaniu nie rozumiem - po co parom heteroseksualnym ustawa o związkach partnerskich? Nie wystarczy im ślub? (cywilny)
A parom homoseksualnym? I tu już stanowcze nie. Ale nie o tym jest notka. 

wtorek, 8 stycznia 2013

mieć swoje miejsce

Dostałam dziś pieczątkę ze swoim imieniem, nazwiskiem i stanowiskiem Ucieszyłam się jak dziecko, choć uświadomiło mi to jedną rzecz. Przypomniałam sobie jak moja siostra zaraz po mojej wyprowadzcce zaanektowała mój dawny pokój. Podpisała wtedy biurko i tablicę korkową, oraz mówiła "nie bałagańcie w MOIM pokoju!". Poczuła, że ma miejsce do którego przynależy. Mnie dotychczas trochę brakowało tego w pracy. Nie miałam do końca ustalonych obowiązków na zasadzie, że wiem co będę robić jutro, zawsze to była dla mnie niewiadoma. Teraz mniej więcej wiem co czeka mnie na drugi dzień, mam numer telefonu, który odbieram, mam pieczątkę, szafę. Wiem do czego przynależę. 
Podobnie jest z parafią. To z kolei refleksja związana z dzisiejszą wizytą duszpasterską w naszym domku. Od kiedy tu zamieszkaliśmy i pierwszy raz psozliśmy na mszę do naszego kościoła parafialnego poczuliśmy, że to jest nasz Kościół, nasza wspólnota. Trafiliśmy na wspólnotę ojców Pallotynów i bardzo dobrze zorganizowanego proboszcza. Mamy łady, zadbany kościół i piękną szopkę. Lubimy tam chodzić, nie uciekamy. Jest dobrze. 

sobota, 5 stycznia 2013

Sylwester z 7

Dużo lepszy niż sylwester z jedynką, dwójką, polsatem. Świetni, przyjaźni, zabawni ludzie z fantastycznymi pomysłami. Dobra organizacja i podpisane kubki. Fantastyczne jedzenie. Ładne dekoracje. Odliczanie do północy i zabawa do samego rana. Podsumowania, refleksje, rozmowy. Tańce, układy, integracja, akceptacja, śmiech, żarty. Nowi i starzy znajomi. I nadzieja na więcej. Gdzie to wszystko? Na Sylwestrze z siódemką czyli poznańskim hufcem ZHP. Kiedy? 4/5 stycznia 2013r. Niemożliwe? a jednak! I ja tam byłam sok i herbatę piłam i świetnie się bawiłam. 

wtorek, 1 stycznia 2013

refleksje sylwestrowe

Król i Królowa po udanych przygotowaniach wyżerki, wypiciu szampana i wystrzelaniu rakiet udali się na Sylwestra miejskiego posłuchać koncertu Wilków. Królowa myślała, że się spóźnią, ale jak zwykle  koncert się spóźnił. Jednak mimo to było warto. Gawliński w dobrej formie, wyśpiewał największe przeboje, a zespół grał na żywo, także pełen szacun. Gorzej było z uczestnikami imprezy. Poza spotkanymi dwoma, bardzo wesołymi ( z natury) parami, reszta była... No cóż, czasem Królowa żałuje, że należy do tego gatunku... Lanie szampanem po ludziach, strzelanie petard gdzie popadnie i nieumiejętne odpalanie fajerwerków, kierowanych w tłum oraz syf gorszy jak w chlewie zostaną we wspomnieniach na pewno do następnego sylwestra. Rozumiem dobrze się bawić, ale wypadałoby zachować odrobinę kultury i wzgląd na innych uczestników. Mimo wszystko sylwester Króla i Królowej uważam za udany. Czas zaplanować postanowienia noworoczne. Wszelkiej pomyślności, zdrowia i spełnienia marzeń życzę Wam!