O, niespodzianka! Refleksje na temat wschechobecnego tematu, jakie mi się nasunęły. No bo właściwie...
Co to jest?
- mąż zmywa naczynia bo lubi, a żona nie musi bo nie lubi,
- żona gotuje bo lubi i ją to odpręża, mąż po przyjściu z pracy ma gotowy domowy obiadek,
- mąż wyrzuca śmieci, żeby żona się nie pobrudziła, nie zmarzła, nie poślizgnęła,
- żona prasuje,
- sprząta mąż albo żona no bo zależy kto ma więcej czasu, jest zdrowy, w lepszym nastroju, czy są sprzyjające okoliczności,
- nikt nikogo do niczego nie zmusza,
- i mąż i żona komunikują swoje potrzeby,
- podział obowiązków jest przeważnie stały i elastyczny w razie potrzeby,
- proporcje rozmowy, seksu, wspólnego i odrębnego czasu są idealne,
- nie ma nieuzasadnionych podejrzeń,
- nie ma powodów do niuezasadnionych podejrzeń,
- jest miłość, jedność, wierność, uczciwość, szczęście,
- ...
Nic innego jak związek partnerski! A więc? Takim związkom partnerskim stanowcze TAK!
Jednego w całym zamieszaniu nie rozumiem - po co parom heteroseksualnym ustawa o związkach partnerskich? Nie wystarczy im ślub? (cywilny)
A parom homoseksualnym? I tu już stanowcze nie. Ale nie o tym jest notka.